Książka z serii „Blondynka na...”, których Beata Pawlikowska napisała chyba kilkadziesiąt, opowiada o przygodach podczas safari w Tanzanii. Przyznaję się, że dobrnąłem do końca lektury tylko z recenzenckiego obowiązku. „Blondynka na Czarnym Lądzie” to moim zdaniem kiepska książka. Naiwne opisy, irytująco sztuczne dialogi i karykaturalnie skreślone postaci skłaniały mnie do myślenia, że autorka z premedytacją kieruje swoją książkę do przysłowiowych blondynek. Jeśli nie jesteś jedną z nich, trzymaj się od tej książki z daleka.
Kwame Nkrumah był pierwszym prezydentem Ghany i motorem napędowym ruchu niepodległościowego, dzięki któremu kraj ten, jako jeden z pierwszych w Afryce, uzyskał niezależność. „Autobiografię” Nkrumah napisał w 1957 roku. Szóstego marca tego roku Ghana ogłosiła niepodległość. Książka jest zatem autobiografią aktualną na ten rok, bez lat późniejszych.
W pierwszych rozdziałach autor opisuje dzieciństwo na ghanijskiej wsi, które zawierają między innymi ciekawe opisy relacji społecznych początku XX wieku. W dalszej części książki poznajemy losy Nkrumaha na emigracji, w Londynie i Stanach Zjednoczonych Ameryki. W tym czasie umacnia się w nim myśl o poprowadzeniu Złotego Wybrzeża (nazwa Ghana została przyjęta w 1957 roku) do niepodległości. Następna, zasadnicza część książki rozmija się już z moim rozumieniem autobiografii, gdyż opisują formowanie związków i partii, zawierają streszczenia przemówień.
Książka ta została prawdopodobnie napisana bardziej z chęci odniesienia określonego celu politycznego wśród narodu i na arenie międzynarodowej, niż chęci przedstawienia siebie jako człowieka. Kwame Nkrumah przytacza niemal wyłącznie fakty i ideologiczne deklaracje. Autobiografia omija życie prywatne przywódcy, a to co dotyczy jego działalności jest pozbawione rozterek i wątpliwości.
Mało ciekawa książka.
Alan Moorehead podjął się zadania napisania historii odkryć i podbojów ziem położonych nad najdłuższą rzeką świata - Nilem. Jest to historia eksploracji widziana oczami cywilizacji zachodniej, począwszy od pierwszych przekazów na temat tej rzeki aż po czasy, w których wszystkie zagadki Nilu zostały rozwiązane, czyli mniej więcej do roku 1900.
Z dużym polotem i znajomością tematu, Alan Moorehead przedstawia nam historię Nilu poprzez sylwetki kolejnych odkrywców i ludzi, którzy przyczynili się do europejskiej penetracji od Delty Nilu po źródła Nilu Białego w Ugandzie i Nilu Błękitnego w Etiopii. Wśród opisanych postaci są między innymi Napoleon Bonaparte, James Bruce, John Speke, Henry Morton Stanley, Mahdi, Charles Gordon i inni. Każdej z nich towarzyszy barwny opis wypraw, eksploracji i przygód. Książka jest znakomitym źródłem wiedzy na temat tej rzeki, choć trzeba zaznaczyć, że informacje ściśle geologiczne, związane z hydrologią Nilu są w książce potraktowane raczej skromnie.
„Nad Nilem Białym i Błękitnym” pomimo przytłaczającej objętości (książka liczy ponad sześćset stron) czyta się bardzo dobrze, niczym porywającą powieść przygodową. Lekturę urozmaicają dobrze dobrane ilustracje. Książka ta, to solidna porcja fachowej literatury, którą polecam każdemu, kto choć trochę interesuje się historią regionu najdłuższej rzeki świata.
Ignacy Krasicki kojarzy nam się z autorem bajek z XVIII wieku. Tymczasem autor tej książki napisał ją pod koniec lat 70-tych ubiegłego stulecia. Ignacy Krasicki był korespondentem „Trybuny Ludu” (gazeta propagandowa PZPR wydawana w czasach Polski Ludowej), którego gazeta wysyłała między innymi do krajów Afryki Północnej.
Tytułowe burze to metafora przemian politycznych, jakie zachodziły na obszarze Sahary w XIX wieku. Książka jest wyraźnie zabarwiona retoryką partyjną czasów komunistycznych. Przeobrażenia polityczne pokazane przez pryzmat socjalizmu dopełniają prognozy planów dziesięcioletnich, dzięki którym Saharę przecinać będzie gęsta sieć dróg, pełno będzie nań wody a kombinaty będą kipieć działalnością produkcyjną.
Ignacy Krasicki poszedł w ślady swojego wielkiego przodka, po którym odziedziczył nazwisko i pisanie bajek. Bajki młodszego Krasickiego już się jednak przeterminowały.
Dariusz Rosiak, dziennikarz radiowej Trójki, przez pięć tygodni 2008 roku podróżował po Afryce w ramach projektu „Trójka przekracza granice”. Książka jest jednym z owoców tej podróży. Krótki tekst z tyłu okładki zachęca do poznania Afryki z dala od wydeptanych przez podróżników ścieżek, Afryki nie przystającej do nieprzychylnego wizerunku wykreowanego przez media. Czyżby więc byłaby to jedna z nielicznych książek nie epatująca grozą i przybliżającą Afrykę czytelnikowi taką, jak jest?
„Żar” w trzynastu odsłonach (każdy rozdział dotyczy innego kraju Afryki) przedstawia Afrykę poprzez spotkanie z człowiekiem, obserwacje i teksty oparte na innych źródłach. Informacje te są nieco zdawkowe, ubrane w formę krótkich, najwyżej kilkustronicowych tekstów. „Żar” to kolaż reportażu, wywiadu i felietonu.
Książkę czyta się świetnie. Niestety autorowi nie udało się uciec od powszechnie panującej barwy książek o tej tematyce - wbrew informacjom z okładki, Afryka przedstawiana przez Rosiaka jest raczej miejscem ponurym, tragicznym i bez przyszłości. W kilku miejscach autor wpadł również w pułapkę mitów, powielając powszechne, choć moim zdaniem nieprawdziwe poglądy (np. na stronie 194 przytacza taką opinię: „W Afryce nigdy nie należy okazywać gniewu ani zniecierpliwienia, bo takie zachowanie to najpewniejsza droga do utraty szacunku”).
Niezła książka, po której przeczytaniu warto się zastanowić, czy w istocie Afryka taka nie jest.