Wstęp
Informacje pochodzą z jesieni roku 2002. O tej porze roku dzień w Sudanie zaczyna się około 6:40, kończy około 18:30. Wjeżdżając z Egiptu należy przesunąć zegarek o godzinę do przodu.
Aby swobodnie fotografować Sudan teoretycznie należy wyrobić pozwolenie (Photography License). Jako, że pozwolenia wydawane są jedynie w Chartum, można ten wymóg zignorować, i tak nikt o to nie zapyta. Podobnie z pozwoleniami na podróż (Travel Permit), rejestracją w Wadi Halfa i Chartum oraz pozwoleniem na odwiedzenie piramid w Meroe. W Etiopii spotkałem kilku turystów, którzy przejechali z Egiptu przez Sudan bez jakiejkolwiek rejestracji i pozwoleń.
Język
Prawie wszystkie napisy w Sudanie są po arabsku. Wyjątek to niektóre hotele, knajpki i instytucje. Językiem angielskim włada spora część Sudańczyków ale zdarzają się sytuacje, w których znajomość tego języka na nic się nie przyda, zwłaszcza na prowincji. W takich sytuacjach może pomóc kilka zwrotów arabskich. Tablica konwersji cyfr arabskich jest
tutaj.
Wizy
Wizę Sudanu należy bezwzględnie zdobyć przed wyjazdem, uzyskanie jej na granicy jest niemożliwe. Wyjątkiem jest zaproszenie od obywatela Sudanu, wtedy konieczne jest, by zapraszająca osoba odebrała nas osobiście z lotniska, wiem że w ten sposób odwiedziło Sudan kilku studentów medycyny. Sposób na uzyskanie wizy turystycznej w ambasadzie w Berlinie opisałem w informacjach wstępnych (
więcej...).
- Etiopia. Przed udaniem się do ambasady Etiopii w Chartum należy załatwić list polecający z polskiej placówki konsularnej. W Chartum urzęduje konsul honorowy, Pan Husein Mohamed Hasan. Konsulat znajduje się w prywatnym szpitalu konsula - El-Hinaya Hospital (na szyldzie napisane jest "INAYA"), adres: New Extension, 6 street 41. Warto uprzednio zadzwonić i umówić się na wizytę, konsul jest też chirurgiem i może akurat być zajęty, poza tym udzieli wskazówek jak tanio do niego dojechać (jest to trochę za daleko na spacer). Numery telefonów podane na stronie polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych są nieaktualne, podaję więc właściwe: (249 - kierunkowy do Sudanu) 471-830 lub 471-831, numer na komórkę konsula: 012-309-816. Choć Pan Hasan był ostatni raz w Polsce w 1988 roku, lubi porozmawiać w naszym języku. Wizyta w konsulacie jest przyjemnością i kończy się wypisaniem (za darmo) listu polecającego.
Ambasada Etiopii jest w zasięgu buta z centrum Chartum, trudno jest jednak trafić za pierwszym razem gdyż znajduje się w bocznej uliczce. Ambasada przyjmuje wnioski wizowe tylko we wtorki i niedziele. W sekcji konsularnej czeka na zwrócenie na siebie uwagę około 30 osób, żeby nie spędzić połowy dnia na czekaniu warto od razu wejść za drzwi gdzie siedzą urzędnicy i zaznaczyć swoją obecność (tym bardziej że nie było akurat prądu i w środku był straszny zaduch). Po godzinie czekania (zabrakło bowiem druków aplikacji wizowych) otrzymałem trzystronicowy formularz. Rubryki z nazwą sponsora, adresem kogoś w Etiopii i środkiem transportu pozostawiłem puste, tą ostatnią urzędnik uzupełnił później wpisem 'land transport'. Bilet lotniczy jest niepotrzebny ale o list polecający pytali. Wniosek trzeba zostawić wraz z paszportem i 63 USD (lub 16 280 SD), odbiór wizy następnego dnia po 15:00. Zdając dokumenty odpowiednio wcześnie jest możliwe odebranie wizy w tym samym dniu, wymaga to uporu, częstego odwiedzania urzędników oraz ignorowania słowa "tomorrow".
Pieniądze
Walutą Sudanu jest dinar -
SD. Skończyły się czasy, gdy czarny rynek oferował dużo lepszy kurs wymiany niż banki. Czarny rynek jest jeszcze jednak użyteczny, gdyż funkcjonuje wtedy, gdy zamknięte są banki. Transakcje dokonywane są w świetle dnia, ludzie są uczciwi, jest bezpiecznie. Czarny rynek prężnie działa w Wadi Halfa, dalej na południe praktycznie nie istnieje.
Za jednego dolara amerykańskiego dostaje się 250-269 SD. Najlepszy kurs jest w bankach (otwierają o 9:00). Karty płatnicze i kredytowe w Sudanie się nie przydadzą.
Sudańczycy nie odwykli jeszcze od poprzedniej waluty (stary sudański funt o wartości jednej dziesiątej obecnego dinara) i choć nie ma jej już w obiegu niemal wszyscy operują wartościami powiększonymi o jedno zero. Tak więc jeżeli ktoś mówi o kwocie 2500, może mieć na myśli 250 SD. Nie ma jednak mowy, by ktoś próbował w ten sposób oszukiwać, nie w Sudanie.
Komunikacja
Najbardziej charakterystycznymi pojazdami poruszającym się po bezdrożach Sudanu są przerobione na autobusy ciężarówki. Wnętrza takich aut są wybitnie kanciaste i niekomfortowe. W oknach nie ma szyb, co może doprowadzić do problemów z utrzymaniem ciepła podczas jazdy nocą. W jednym rzędzie jest pięć miejsc siedzących (3+2) oraz rozkładane siedzenie w korytarzyku. Zwykle wszystkie miejsca są zajęte a wolne przestrzenie wypełniają pakunki, masa bagażu piętrzy się również na dachu, jest tam również kilku podróżnych. Najwygodniejsze miejsca są na samym przedzie, gdzie jest trochę więcej przestrzeni na nogi. Bilet kupuje się na kilka godzin wcześniej, zapisany jest na nim numer miejsca, który zwykle jest przez pasażerów przestrzegany.
Dużo bardziej komfortowym środkiem lokomocji są ciężarówki. Na wyładowanych workach z daktylami podróżuje kilkunastu pasażerów więc można się w miarę wygodnie ułożyć. Mankamentem jest długi czas podróży - samochód zatrzymuje się w co drugiej wiosce zabierając dodatkowy ładunek. Można założyć, że podróż ciężarówką trwa dwa razy dłużej niż autobusem.
Bliżej Chartum pojawiają się szybsze i droższe pikapy (
boksi) i minibusy. Odjeżdżają gdy pełne, czyli wszystkie miejsca w środku zajęte plus kilku śmiałków na dachu. Tam gdzie jest asfalt, czyli pomiędzy stolicą a Atbarą, Gedaref, Kassalą i Port Sudan kursują luksusowe autobusy z klimatyzacją, video i darmowymi poczęstunkami. Najlepsza (i najdroższa) jest firma Saf-Saf, odpowiednio przystosowane ciężarówki z wygodną, klimatyzowaną kabiną pasażerską kursują nawet przez pustynię do Dongoli.
Podczas jazdy na dłuższych odcinkach, auto co jakiś czas zatrzymuje się w przydrożnych kafejkach. Zwykle takie miejsca oferują tylko
fuul i
szaj a czasami Coca Colę.
W drodze z Wadi Halfa, pierwsze stacje benzynowe zauważyłem w Delgo. To czy jest tam benzyna to inna sprawa.
- Internet. Dostęp do sieci jest tylko w Chartum, prawdopodobnie jest też w Port Sudan. Za pół godziny dostępu płaci się 100-200 SD, prędkość połączenia jest bardzo zróżnicowana. Prawie w każdej kafejce młodzi Sudańczycy oglądają pornosy, może to spowodować znaczne ograniczenia w dostępie w przyszłości, gdy muzułmański rząd się o tym dowie.
Zagrożenia
Wielu ludzi rezygnuje z wyjazdu do Sudanu po przeczytaniu informacji udzielanych przez rodzime ministerstwa spraw zagranicznych. W istocie, niemal pół Sudanu jest ogarnięte rebelią SPLA (Sudan People Liberation Army) ale działalność rebeliancka jak na razie jest ograniczona do południa, gdzie turyści i tak nie są wpuszczani. Sporadycznie zdarzają się starcia również w okolicach Kassali, z tych przyczyn granica z Erytreą została zamknięta na tydzień przed moim wyjazdem.
Jadąc z Egiptu na południe trzeba wziąć pod uwagę zagrożenie malarią (
więcej...), moskity przenoszące tą chorobę bzykają już w Karimie.
Hotele
Na pustyni, poza większymi ośrodkami miejskimi jedyne hotele to parterowe konstrukcje z gliny, desek i blachy falistej. Szereg małych komórek otacza piaszczysty dziedziniec, łazienkę stanowi jeszcze jedna komórka z dziurą w ziemi i blaszaną puszką z wodą. Płaci się za łóżko, więc "pokój" dzieli się najczęściej z innymi podróżnymi, drzwi nie mają zamka. Podczas dużych upałów (czyli prawie zawsze) łóżka wynoszone są na dziedziniec i wszyscy goście śpią pod gołym niebem. Ceny za łóżko zaczynają się zwykle od 300 SD. W takich miejscach codziennym rytuałem jest wytrząsanie o poranku obuwia w obawie przed skorpionami oraz zabezpieczanie żywności na noc przed wszędobylskimi kotami.
W miastach również są tego typu miejsca, lecz zwykle zajęte są wszystkie łóżka i trzeba poszukać czegoś innego. Trochę droższe hotele posiadają łazienki z prysznicem, wentylatory w pokojach i zamykane na klucz drzwi. Płaci się za pokój.
Jedzenie i zakupy
Informacja pierwszej wagi to kompletny brak piwa. Złocistego trunku nie ma nawet w najdroższych hotelach (
więcej...). Deficytowym towarem na prowincji jest butelkowana woda - gdy się skończy pozostaje smaczna choć mętna woda z Nilu (
więcej...) lub okazyjnie z pustynnej studni.
Podstawą żywienia Sudańczyka jest
fuul, w skrócie jest to gotowana fasola (
więcej...). Często jest to jedyna pozycja w menu. Czasami można też spotkać sudańską wersję felafela -
taamiya (głęboko smażone kulki ze startych ziaren grochu). Zarówno
fuul jak i inne dania podaje się z nieograniczoną ilością płaskiego chleba.
Prawie każde spotkanie z Sudańczykiem kończy się zaproszeniem na
szaj (herbatę) albo
dżabanę (kawę). Herbata jest podawana z dużą ilością cukru (
szaj sada), czasami również z mlekiem (
szaj bi laban). Sudańska kawa ma specyficzny, cierpki smak.
- Ceny. Szklaneczka szaju kosztuje od 25 do 50 SD (drożej w przydrożnych barach na odludziu); fuul, taamija, kebab - 100-150 SD; talerz smażonej ryby lub mięsa (lahwa) - 200-250 SD; pięć racuchów - 50 SD; woda 1.5l - od 100 (Chartum) do 150 SD; cola - od 50 (Chartum-Karima) do 100 SD (Dongola-Wadi Halfa); 2 litrowy napój jabłkowy Stim (bardzo słodki) - 300 SD; mały sok w kartoniku - 100 SD; funt herbaty - 200 SD; woreczek bobków na fuul - 100 SD; paczuszka sudańskiej kawy - 200 SD; gliniany dzbanek do parzenia kawy z podstawką - 500 SD; dżalabija (sudański chałat z szerokimi rękawami) - 2000 SD; .
Wadi Halfa
"Czy to naprawdę jest Wadi Halfa?" - taka myśl przyszła mi przez głowę po postawieniu pierwszego kroku w Wadi Halfa. Kilka lepianek wzmocnionych blachą falistą, osamotniony budynek Sudan Airways, parę samochodów i piach (
więcej...). Jest też zabytek - mający przypominać zabudowę starej Wadi Halfa niewielki budynek. Wzgórze w tle osnute jest legendą o skarbie, strzeże go wąż, ponoć ktoś widział go kiedyś z diamentem w paszczy.
Zaraz po pojawieniu się w "mieście" napotyka się
moneychangers, u których bez problemu można wymienić gotówkę (260 SD za dolara + obowiązkowa herbata). W niektórych sklepikach jest butelkowana woda - warto uzupełnić zapasy, gdyż później może być z tym problem
- Przystań promowa. Szczegóły dotyczące samego rejsu opisałem w części o Egipcie (więcej...). Z pokładu zszedłem jako pierwszy (około godziny 15), więc procedury celne przeszedłem szybko. Szwajcarzy ze swoim Land Roverem pojawili się kilka godzin później. Zaraz po zejściu z pokładu wskakuje się na przyczepę, która podwozi pasażerów 200m w kierunku budynku.
W środku urzędnik z walizeczką uprzejmie inkasuje po 500 SD opłaty portowej, można płacić funtami egipskimi - 11 EL lub dolarami (po kursie 260 SD za dolara; resztę wydadzą na życzenie w jednej z tych trzech walut - pod warunkiem, że odpowiednia kwota będzie w walizeczce). Kilka kroków dalej dokonywana jest odprawa celna, która w przypadku turysty z plecakiem ogranicza się do naklejenia na każdą sztukę bagażu naklejki a następnie przekreśleniu jej flamastrem (mażąc również powierzchnię plecaka). Pozostaje tylko przejść przez bramę (sprawdzają naklejki). Napisu "Welcome to the Sudan" nie ma.
Za bramą na podróżnych czekają pikapy. Do Wadi Halfa jest jakieś trzy kilometry przez piach - miasteczko widać na horyzoncie. Żebym wiedział, że te kilka chatek to Wadi Halfa, poszedłbym na piechotę a tak zapłaciłem 500 SD za transport. Kierowcy pikapów zajmują się również wymianą pieniędzy, dają 60 SD za egipskiego funta i 250 SD za dolara - lepszy kurs jest w "mieście".
- Hotele. Wszystkie hotele są oznakowane po arabsku i angielsku, choć trzeba mieć bystre oko by odnaleźć interesujące nas napisy. Każdy z hoteli wygląda podobnie jak opisany niżej Wadi el-Nil, cena również jest taka sama - 700 SD za łóżko.
- Wadi el-Nil Hotel. Bardziej zagródka niż hotel - kilkanaście pokoików z blachy falistej krytych drewnianą płytą. Drzwi pokoików wychodzą na wspólny dziedziniec. W każdym z nich są trzy postawione wprost na piachu łóżka. Płaci się za jedno z nich, pozostałe będą lub są zajęte przez innych gości. Pokój posiada drzwi pozbawione zamka - nie jest to konieczne, kradzieże w Sudanie się nie zdarzają. Dziedziniec jest miejscem spotkań, modlitw oraz ubijania interesów. Za rogiem jest skromny gliniany wychodek, dzbany z wodą i miejsce, gdzie za pomocą plastikowego dzbanka można się umyć.
- Formalności. Teoretycznie obowiązkiem turysty jest rejestracja na policji, praktycznie spotkałem kilka osób, które zignorowały ten przepis i bez problemu przejechały przez Sudan do Etiopii przez nikogo o to nie zapytane. Pozwoleń na podróżowanie (Travel Permit) w Wadi Halfa już nie wydają, nie jest to potrzebne.
Aby zarejestrować swój pobyt w Sudanie, należy udać się na policję i postępować zgodnie z udzielanymi wskazówkami. Proces trwa od kwadransa do kilku godzin, w zależności od tego czy jest właśnie prąd i czy urzędnicy nie rozeszli się gdzieś na herbatę (więcej...). Całkowity koszt rejestracji wynosi 4650 SD.
- Knajpy. Nie ma dużego wyboru, wszystkie trzy knajpy przylegają do wszystkich trzech hotelików i oferują to samo. Stoliki wystawione są wprost na piachu przy "ulicy", tylko w hotelu Boheira teren "restauracji" oddzielony jest płotkiem. Ponadto, jest kilka ciekawych miejsc na bazarze.
- Komunikacja. Cały transport odjeżdża w jednym kierunku - na południe. Większość pasażerów promu czeka na cotygodniowy pociąg z Chartum (Miejscowi przebąkują o planach przedłużenia nitki kolei z Wadi Halfa do Abu Simbel w Egipcie - mrzonki), teoretycznie pociąg powinien być skorelowany z promem ale w rzeczywistości jest około doby poślizgu.
Transport samochodowy to wszelkiej maści ciężarówki oraz przerobione z ciężarówek autobusy. Nie ma ustalonych godzin odjazdu, trzeba popytać dookoła a uzyskane informacje potwierdzać co kilka godzin. Autobus do Abri (1700 SD) odjechał około 17:00, jazda trwała 8 godzin. Na ciężarówkę (400 SD) trzeba było czekać do następnego dnia.
Abri
Senna miejscowość, punkt na mapie, który w rzeczywistości jest niewielką osadą na brzegu Nilu. Oprócz w miarę ruchliwego bazaru, nic się tutaj nie dzieje, piaszczyste uliczki są bezludne a ciszę zakłóca tylko warkot generatora. Prąd używany jest jedynie do uzupełniania zbiornika z mętną wodą pitną wprost z rzeki. Wieża ciśnień i Nil są dobrymi punktami orientacyjnymi. Naprzeciw jedynego chyba hotelu jest parterowy budynek urzędu, w którym należy poddać się obowiązkowej rejestracji (spisanie danych z paszportu). Proces nie jest długi i nic nie kosztuje.
W Abri mieszkają jedni z najgościnniejszych ludzi w Sudanie (czyli na świecie), jest też spora populacja much.
- Hotele. Jest co najmniej jeden nie oznakowany hotel. Wewnątrz jest bodaj jedna izba z kilkoma łóżkami, za które płaci się 300 SD. Autobus z Wadi Halfa zatrzymuje się tuż przed drzwiami,
- Komunikacja. Ciężarówki do Dongoli odjeżdżają z okolic bazaru. Nie ma ich wiele, myślę że jedna dziennie to maksimum. Moja wyruszyła o godzinie jedenastej rano. Na pace wyładowanej po brzegi workami z daktylami i pustymi butlami po gazie jechało kilkanaście osób. Po drodze jest dużo przystanków, na których dorzucane są kolejne worki daktyli. Droga do Dongoli jest kiepska a i widoczki monotonne. Słońce pali niemiłosiernie, dobrze jest założyć długi rękaw i użyć kremu ochronnego do ust. Niemal cały czas jedzie się wzdłuż Nilu (więcej...), tylko czasami droga oddala się na godzinę-dwie w kompletną pustynię. O godzinie 18 dojechaliśmy do Delgo (mieścina trochę większa od Abri), o pierwszej w nocy zatrzymaliśmy się na nocleg, w dalszą drogę ruszyliśmy o 7 rano, w Dongoli byliśmy o 11, czyli po 24 godzinach.
Dongola
W drodze z północy jest to pierwsze miejsce z regularną elektrycznością, ulice w centrum wylane są asfaltem, są sklepy i banki. Dongola leży na zachodnim brzegu Nilu, droga z Abri wiedzie po drugiej stronie, tuż przed Dongolą trzeba się przeprawić przez rzekę promem. Ruch odbywa się wahadłowo za pomocą jednej barki, mieszczącej na sobie dwie ciężarówki i cztery pikapy na raz. Ruch odbywa się na bieżąco, więc nie trzeba długo czekać. Jako pasażer ciężarówki, za prom nie płaciłem nic. Po obu stronach rzeki na podróżnych czekają knajpki z
fuul'em i herbatą, czasem jest cola. Po wschodniej stronie Nilu jest większy wybór, jest też niewielki bazar. W sklepikach Dongoli nie znalazłem butelkowanej wody, jest za to cola.
Po mieście można się poruszać trzykołową rikszą z motorkiem, cena jest jednak relatywnie wysoka - 200 SD za kurs.
Z wymianą pieniędzy jest krucho, zwłaszcza w piątek (muzułmańska niedziela). Banki otwierają o 9:00 a czarny rynek praktycznie nie funkcjonuje - zasięgnąłem języka w kilku miejscach w okolicy bazaru - bez efektu. Ostatecznie udało mi się w jednym ze sklepów sprzedać 50 USD po kursie 250 SD za dolara, nie było lekko - właściciel sklepu zaczął negocjacje od 200 SD.
- Hotele. Tanie miejsca noclegowe, takie jak Haifa Hotel były zajęte, znalazłem miejsce w Olla Hotel. Jedynka kosztuje tu aż 2 700 SD, za tą cenę dostaje się pokój z ciemną łazienką, wiatrak pod sufitem i klimatyzację. Hotelowe pokoje wychodzą na przyjemne patio, gdzie pod baldachimem gwiaździstego nieba wieczorami można oglądać telewizję. Obsługa hotelu nalega, by przed zajęciem pokoju zarejestrować się na policji. W budynku jest też restauracja ale nie widziałem by ktoś tam jadł.
- Formalności. Proces rejestracji jest uciążliwy, gdyż posterunek policji znajduje się parę kilometrów na zachód od centrum. Przed udaniem się na policję warto znaleźć działające ksero i odbić stronę paszportu z wizą (50 SD). Sama rejestracja jest bezpłatna.
- Komunikacja. Przejazd motorikszą po mieście kosztuje 200 SD. Prom na drugą stronę Nilu - 25 SD. Ze wschodniej strony rzeki odjeżdża większość pikapów i ciężarówek na północ i południe. Na boksi (pikap) do Karimy (właściwie to na pozostałych pasażerów) czekałem prawie cztery godziny, auto odjechało około 13:00. W "biurze" gdzie kupiłem bilet powiedziano mi, że jazda będzie trwała trzy godziny, w rzeczywistości trwała dwa razy dłużej (więcej...) - w Karimie byłem po zmroku, o 18:30. W połowie drogi jest niewielka oaza - kilka karłowatych drzew, studnia (doskonała, czysta i zimna woda) i budka, gdzie można napić się herbaty (50 SD). Koszt przejazdu - 2 000 SD.
Karima
Charakterystyczne wzgórza nieopodal Karimy widać już z daleka. Najwyższe z nich -
Jabal Barkal znajduje się zaraz na południe od miasta, pół godziny drogi piechotą z hotelu. Wejście na szczyt jest po drugiej stronie (idąc z Karimy), wzdłuż wydmy (
więcej...). Z góry jest świetny widok na Nil, pustynię i piramidy. U podnóża Jabal Barkal znajduje się bowiem kilka smukłych piramid, nikt ich nie strzeże i nie ma żadnych opłat, w przeciwieństwie do Egiptu nie ma wokół żywego ducha. Z drugiej strony Jabal Barkal, od strony Nilu znajdują się równie opustoszałe ruiny świątyni Amona.
Sama Karima jest niewielką, ospałą mieściną, mniejszą od Dongoli. Są piaszczyste uliczki, jest elektryczność, woda i zimna cola w sklepie. Jest też niespodzianka - najprawdziwsza lodziarnia, trzy gałki kosztują 50 SD.
Tak jak w Dongoli, po Karimie można się poruszać za pomocą motorikszy ale wszędzie jest na tyle blisko, że byłoby rozpustą z nich korzystać. Miejscowe moskity przenoszą malarię.
- Hotele. Sto metrów na północ w kierunku masztu od miejsca, gdzie zatrzymują się boksi z Dongoli jest mały Al-Nasser Hotel. Dostępne są pokoje wewnątrz oraz łóżka pod gołym niebem (są też pod daszkiem). Te ostatnie kosztują 500 SD za noc, w nocy jest ciepło, w spokojnym śnie mogą przeszkadzać tylko setki małych muszek i jeden wyjątkowo wredny i odporny na repelenty komar. Właściciel nalega, by uprzednio zarejestrować się na policji ale pozwala zostawić sprzęt i zająć łóżko. W hotelu jest elektryczne oświetlenie oraz bieżąca woda, jest też normalny prysznic.
- Formalności. Budynek policji znajduje się na drugim końcu miasta, czyli 500 m z hotelu. Sympatyczny urzędnik poczęstował mnie herbatą i ciastkami, zanim zarejestrował mnie w kajecie ucięliśmy małą pogawędkę. Rejestracja nic nie kosztuje i nie potrzebna jest kopia paszportu, zostałem zapytany o travel permit (którego nie miałem) ale bez żadnych konsekwencji.
- Komunikacja. Boksi z Dongoli przyjeżdża na duży plac przed szpitalem, parę kroków od hotelu. Komunikacja dalej na południe kursuje z okolic bazaru, trzeba popytać wokół. Zarówno ciężarówki jak i autobusy do Atbary odjeżdżają o 4-5 nad ranem. Autobus jest tylko jeden (2000 SD) i gdy się zepsuje nie ma innego wyboru jak czekać. Boksi w tym kierunku nie jeżdżą a ciężarówki pojawiają się tylko w niektóre dni. Ciężarówki i okazyjny transport jadący z północy można łapać po drugiej stronie Nilu w Merowe - gdy się nie uda można przeczekać noc w hotelu Tirhagi (100 SD), nieopodal bazaru.
Z Karimy można dojechać bezpośrednio do Chartum szlakiem przez pustynię, drogę tą pokonuje zaskakująco dużo minibusów. Przejazd rezerwuje się dzień wcześniej (pytać w okolicach bazaru), samochód zabiera pasażerów z różnych miejsc Karimy (można się umówić pod hotelem) o piątej nad ranem. Koszt przejazdu - 2500 SD. Początkowo jest nawet trochę asfaltu ale potem jest to jazda na wskroś przez pustynię, co w przypadku minibusa oznacza częste wypychanie auta z piachu. Końcowa część drogi do Chartum to monotonna jazda asfaltem przez pustynię. W Omdurmanie (dzielnica Chartum) zatrzymaliśmy się o 14:00, czyli po 9 godzinach.
Prom rzeczny kursujący pomiędzy Dongolą a Karimą od trzech lat nie funkcjonuje, podobnie z pasażerskimi połączeniem kolejowym z Atbarą. Pozostaje transport samochodowy.
Chartum
Stolica Sudanu to swoiste trójmiasto. Połączeniu płynącego ze wschodu Nilu Błękitnego z Nilem Białym dzieli to trzymilionowe miasto na trzy części. Część północno-zachodnia, gdzie znajduje się słynny bazar, mauzoleum Mahdiego a czas stanął w miejscu to Omdurman. Część wschodnia, na północ od Nilu Błękitnego nazywane jest Chartum Północnym, tutaj znajdują się fabryki i przemysł. Na południe od Nilu Błękitnego jest Chartum właściwe, z hotelami, nowoczesnymi budynkami, ambasadami i lotniskiem (dalej będę używał odpowiednio jednej z tych trzech nazw).
Urzędy i banki są w Chartum, godziny urzędowania zaczynają się o 9 rano. Najszybciej, bo około 10 minut wymienia się pieniądze w miejscach oznaczonych jako "Foreign Exchange", takich jak np. Al-Shamal Islamic Bank na rogu Sharia Kulliyat at-Tibb i Sharia Malik (po wyjściu z Marawi Hotel sto metrów na południe wzdłuż Sharia Malik, z lewej strony). Kurs wynosił 265 SD za 1 USD.
Omdurman to właściwie wielki, największy w Sudanie bazar. Nie ma problemu z robieniem zdjęć, ludzie rzadko odmawiają, jest też szansa spotkania starych znajomych z promu Asuan - Wadi Halfa. W drodze z/do Chartum przejeżdża się w bezpośredniej bliskości mauzoleum Mahdiego, do środka wprawdzie nie wpuszczają niewiernych ale zdjęcia robić można, zwłaszcza w ciepłym świetle zachodzącego słońca. Między mauzoleum a mostem (dystans około 2.5 km) łączącym Omdurman z Chartum są dwa ciekawe meczety, warto też zejść na brzeg Nilu, skąd widać miejsce w którym Nil Błękitny wpływa do Nilu Białego. Uwaga na drogie knajpy z tarasami na brzegu rzeki, cola kosztuje w nich aż 250 SD (ale perspektywa do robienia zdjęć jest lepsza). Za zdjęcia z mostu na Białym Nilu grozi konfiskata aparatu i choć turyści zwykli wychodzić z opresji za niewielką 'opłatą' cało i z aparatem w ręku widok nie jest wart ryzyka. Myślałem o zrobieniu podobnych ujęć z karuzeli znajdującej się wewnątrz wesołego miasteczka Al-Mogran Family Park ale diabelski młyn zamienił się w nieruchomą kupę złomu.
- Komunikacja miejska. Wybór środka transportu jest duży, problematyczne może być tylko wybranie tego, który jedzie w naszym kierunku. Bardzo przydatnym zwrotem jest "Chartum Arabi!" (z akcentem na "bi"), naganiacze wykrzykujący ten zwrot wskazują na transport jadący do samego centrum Chartum, na UN Square. Podróżni udający się na autobus odjeżdżający z Chartum Północnego powinni wysłuchiwać krzyku "Bahri, Shendi!" a udający się na dworzec Sajana - "Shabi!". Najtańsze są duże autobusy, za kurs przez całe miasto płaci się zaledwie 30 SD. Mikrobusy są droższe - 100 SD za kurs ale nie zatrzymują się tak często gdyż zwykle komplet siedmiu pasażerów jedzie mniej więcej w jedno miejsce. Mikrobusy do Omdurmanu odjeżdżają z wschodniego końca UN Square, nieopodal meczetu Al-Kabir i przejeżdżają bardzo blisko mauzoleum Mahdiego. Jak wszędzie na świecie najdroższe są taksówki, za kurs przez całe miasto płaci się od 500 do 1000 SD. Tańsze motoriksze kosztują około 300 SD za kurs średniodystansowy. Komunikacja miejska funkcjonuje od wczesnych godzin rannych i czas oczekiwania na to by autobus się wypełnił nawet o piątej rano nie jest dłuższy niż pięć minut (na droższe mikrobusy czeka się dłużej).
- Hotele. Odwiedziłem kilka tanich hoteli ale nigdzie nie było miejsc. Pełny był El-Riyadh New Hotel, Wadi Halfa Hotel i trochę droższy Salli Hotel. Port Sudan Hotel już nie istnieje. Od drzwi do drzwi trafiłem w końcu na wolne łóżko w Marawi Hotel, po sąsiedzku z Wadi Halfa Hotel. Wejście oznakowane jest tylko po arabsku, więc trzeba trochę popytać. Za pokój z dwoma łóżkami zapłaciłem 2000 SD. Na wyposażeniu jest wentylator i balkon z widokiem na kawałek miasta. Czysta łazienka z ciepłą (wyłącznie) wodą jest na korytarzu. Wewnętrzne okno wychodzi na korytarz, zaraz pod nim leży mata modlitewna - często widać przez nie głowy modlących się.
- Formalności. Rejestrować się w Chartum nie trzeba, pod warunkiem, że uczyniło się to uprzednio, np. w Wadi Halfa (gdzie również można obejść się bez rejestracji). Pozwolenie na podróż (travel permit) i pozwolenie fotograficzne (photography license) również są zbędną formalnością, gdyż nikt po drodze o to nie pyta. Dla spokoju ducha i oryginalnej pamiątki można jednak się pokusić o ich zdobycie, zwłaszcza że prawie nic to nie kosztuje (oprócz rejestracji, za którą według LP płaci się około 10 USD) i nie zajmuje dużo czasu. Trzeba jednak wiedzieć, że pozwolenie na podróż można wyrobić w dwóch miejscach: w Aliens Registration Office za pieniądze i w Ministry of Environment & Tourism za friko. Ministerstwo Turystyki mieści się w niepozornym małym budynku, w środku dają dwa formularze, po jednym na pozwolenie - należy je wypełnić, dołączyć kopie paszportu (strony ze zdjęciem i wizą), trzy zdjęcia i kopie wypełnionych formularzy. Ksero jest po drugiej stronie ulicy - 20 SD za stronę. Ostemplowane formularze są zwracane jako pozwolenia. Photography license zabrania fotografowania obszarów wojskowych, mostów, stacji kolejowych, slumsów i żebraków.
- Knajpy. Wreszcie odpoczynek od ciągłego jedzenia fuul'a, na ulicach można kupić kanapkę, shawarmę lub kebab (100 SD). Doskonałym wynalazkiem są lodowate napoje sprzedawane z dużych termosów wprost na ulicy. Szklaneczka orzeźwiającego płynu z pokruszonym lodem kosztuje 30 SD, trochę lepszy napitek z wyciśniętego owocu - 50 SD. Niestety nadal nie ma piwa, nawet w Hotelu Hilton jest tylko bezalkoholowe i to za 1300 SD (więcej...). Lokale dla gawiedzi otwierane są zwykle dopiero koło godziny 9 rano, o 20 są już zamknięte. Najczęściej stołowałem się w knajpce przy Sharia Malik, dwieście metrów po wyjściu z hotelu Marawi na południe, z prawej strony. Obsługa jest bardzo miła i nie natarczywa, po skonsumowaniu posiłku płaci się 'kasjerowi' przy wyjściu. Stołowałem się tam dosyć często więc za śniadanie i obiad płaciłem dopiero po kolacji bądź przy innej okazji. Pełne danie z bułkami i sałatką kosztuje 200-300 SD, do wyboru jest między innymi ryba, wątróbka i mięso. Prawdziwe zagłębie taniego ulicznego jadła jest przy następnej przecznicy na południe od hotelu Marawi, jest to wszystko od fuul'a (100 SD) po szaszłyki z cebulką i limonką w komplecie (200 SD).
Podobny standard usług jest w lokalu obok hotelu Marawi, tylko krok w stronę głównej ulicy. Stoły są wystawione wprost na piachu ulicy a gdyby komuś to nie odpowiadało, jest też lokal w budynku. Specjalnością zakładu wydają się być smakowite mięsne szaszłyki za 200 SD.
- Internet. W centrum Chartum jest co najmniej kilka kafejek. Łatwo je poznać po końcówce - net. Wszystkie z nich to małe pomieszczenia z kilkoma komputerami, transfer nie jest równy i trudno wskazać które miejsca są lepsze od innych. Z moich doświadczeń wynika, że gdy na samym początku transfer jest kiepski warto powiedzieć o tym właścicielowi i bez żadnych opłat za parę minut dostępu przenieść się gdzie indziej, nawet tam, gdzie wczoraj transfer był kiepski. Pierwsza kafejka, którą odwiedziłem to Zoom.net (pierwsza przecznica na północ od Sharia as-Sayed Abdul Rahman, na północno-wschodnim rogu skrzyżowania z Sharia al-Qasr). Za pół godziny płaci się 200 SD. Bliżej hotelu jest Shelter.net (przy tej samej ulicy co Zoom.net, po północnej stronie skrzyżowania z Sharia Hashim Bey), 100 SD za pół godziny. Jest jeszcze kafejka naprzeciw hotelu Meridien, Rainbow.net. Tutaj pół godziny kosztuje 150 SD i wydaje mi się, że transfer był najbardziej stabilny ze wszystkich tych trzech miejsc.
- Komunikacja. W zależności od kierunku, autobusy dalekobieżne odjeżdżają z różnych części miasta. Podane poniżej wskazówki stanowią tylko ogólny obraz, gdyż zdarzają się połączenia łamiące te reguły.
Transport na zachód oraz część transportu na północ jadący przez pustynię odjeżdża z bazaru w Omdurmanie, tutaj zatrzymują się np. minibusy jadące przez pustynię z Karimy. Nie ma jednego punktu odjazdu, trzeba więc zasięgnąć języka. Transport na północ jadący wzdłuż Nilu, asfaltem przez Atbarę, odjeżdża z dworca Bahri w Chatrum Północnym - tu też trzeba popytać, gdyż część autobusów odjeżdża z niewielkiego ale w pewnym stopniu zorganizowanego dworca a część kręci się po prostu na pobliskim bazarze. Autobus do Shendi przez Jebel Qerri (Sabalooka) kosztuje 350 SD (1.5 godz.), wysiadając w Sabalooka płaci się tyle samo, gdyż szansa zabrania kogoś po drodze na to miejsce jest znikoma. Transport na południe oraz do Port Sudan via Kassala odjeżdża z potężnego dworca Sajana (suk szabi). Biura lepszych firm transportowych mieszczą się w cokole przyległego do dworca torów wyścigów konnych, w okolicy kręci się sporo naganiaczy, pracujących za prowizję - warto z nich skorzystać (cena biletu jest stała, prowizję płaci firma transportowa). Autobusy do Gedaref i dalej do Port Sudan odjeżdżają z samego rana (w moim przypadku o 7:30), bilety warto kupić dzień wcześniej gdyż w dniu wyjazdu może nie być już miejsc a o ostatnie bilety trzeba by walczyć z zaciekłym tłumem oczekujących pasażerów. Przejazd do Gedaref autobusem firmy Saf-Saf kosztuje 2750 SD (w pakiecie oprócz przejazdu jest klimatyzacja, wideo, cukierki, posiłek, cola i napój), czas jazdy: 6 i pół godziny.
Sabalooka Falls
Te ponoć ciekawe kaskady znajdują się na Szóstej Katarakcie Nilu, około 50 kilometrów na północ od Chartum. Aby się doń dostać należy wskoczyć w autobus jadącym na północ, np. do Shendi i wysiąść w Jebel Qerri (kierowcy wystarczy powiedzieć, że jedzie się do Sabalooka). Przystanek Jebel Qerri to przydrożna knajpa, w której zatrzymują się podróżni na herbatę, na horyzoncie są tylko fajne kamieniste wzgórza, rzeka jest co najmniej dziesięć kilometrów dalej, nie mówiąc o samych kaskadach. Moja przygoda z Sabalooka Falls skończyła sie na negocjacjach z kierowcą ciężarówki, który nieustępliwie żądał za przejazd do wodospadów 3000 SD - zbójecka cena jak za tak krótki odcinek.
Powrót do Chartum może być kłopotliwy, gdyż ruch na drodze jest znikomy a większość transportu jest i tak w stu procentach wypełniona. Jeden z Sudańczyków twierdził, że czeka od wczoraj - nic dziwnego, jak się siedzi w cieniu zamiast stać przy drodze i łapać 'co leci' jest to wysoce prawdopodobne. Znalezienie transportu do Chartum kosztowało mnie pół godziny opalania się na poboczu i 300 SD (autobus, czas jazdy - 1.5 godz.). Mniej więcej w połowie drogi jest punkt kontrolny policji, na którym spisali moje dane (tylko w drodze z Chartum, samochodów jadących w przeciwną stronę nie zatrzymują). O pozwolenie na podróż nikt nie pyta.
Z Gedaref do Etiopii
Około 150 km od Chartum, z prawej strony drogi do Gedaref, w miejscowości
El-Hasaheisa stacjonuje polska eskadra lotnicza... samolotów rolniczych opryskujących uprawy bawełny. Miło spojrzeć na te kilkanaście Dromaderów (nazwa samolotu), jeśli jest to możliwe warto do nich wpaść, na pewno przygarną i pozszywają strudzonego podróżnika z Polski (potwierdzone przez
Wojtka Dąbrowskiego). Jadąc dalej, za
Wadi Medani krajobraz pustynny przechodzi w sawannę, zaczynają się górki, termitiery i baobaby. Przed samym Gedaref teren znów się wyrównuje, 'afrykańska' różnorodność zanika na rzecz znanej już płaskiej półpustyni.
Autobus jadący dalej do Kassali nie zatrzymuje się w samym
Gedaref, tylko na 'stacji' na obrzeżach miasta. Po wyjściu z autobusu należy zająć się odzyskaniem paszportu (zabierają go w autobusie zaraz po odjeździe z Chartum), jest on do odbioru w policyjnej budce, gdzie sympatyczny urzędnik wpisuje dane z paszportu do rejestru. Pikap do miasta kosztuje 25 SD.
Dalszy transport do granicy z Etiopią odjeżdża z bazaru na południowych krańcach Gedaref, dojazd z centrum kosztuje kolejne 30 SD. Granica znajduje się w Gallabat, dokąd kursują ciężarówki i pikapy, nie jest ich dużo więc trzeba brać co jest, zwłaszcza w piątek (muzułmańska 'niedziela'). Miejsce na pace pikapa lub ciężarówki kosztuj 500 SD, dwa razy więcej za kabinę. Gdy samochód już ruszy (kilka godzin czekania), po drodze do samej granicy nie ma przystanków oprócz kilku kontroli policyjnych, w których spisują dane z paszportu. Ponieważ mój pikap wyruszył późno, bo po 15, po drodze zastała nas noc i na kolejnym punkcie kontrolnym policjanci zabronili dalszej jazdy. Dzięki temu spędziłem noc pod gołym niebem razem z policjantami. Posterunek znajdował się obok małej wioski - zaledwie kilka chat. Po zmroku w centrum wioski odbywa się swoisty bazar, można kupić nawet colę, klimaty są bardzo egzotyczne (
więcej...).
Granica w
Gallabat to właściwie kilka chatek i krótki ogonek ciężarówek oczekujących na wjazd do Etiopii. Pikap zatrzymuje się prawie na samej granicy, kontrola dokumentów znajduje się w drewnianej budzie obok. Tutaj należy podstemplować paszport a następnie udać się sto metrów dalej do celników. Ci spisują tylko dane i puszczają wolno. Cała procedura graniczna trwa kwadrans. Granicę z Etiopią znaczy most na rzeczce. Nadwyżkę sudańskich dinarów można wymienić po stronie etiopskiej.