Kair-Nairobi Overland 2002

Informacje praktyczne

Wstęp
Język
Wizy PieniądzeKomunikacja
Zagrożenia
Hotele
Jedzenie i zakupy

Trasa

Wadi Halfa
Abri
Dongola
Karima
Chartum
Sabalooka Falls
Z Gedaref do Etiopii

Wstęp

Informacje pochodzą z jesieni roku 2002. O tej porze roku dzień w Sudanie zaczyna się około 6:40, kończy około 18:30. Wjeżdżając z Egiptu należy przesunąć zegarek o godzinę do przodu.
Aby swobodnie fotografować Sudan teoretycznie należy wyrobić pozwolenie (Photography License). Jako, że pozwolenia wydawane są jedynie w Chartum, można ten wymóg zignorować, i tak nikt o to nie zapyta. Podobnie z pozwoleniami na podróż (Travel Permit), rejestracją w Wadi Halfa i Chartum oraz pozwoleniem na odwiedzenie piramid w Meroe. W Etiopii spotkałem kilku turystów, którzy przejechali z Egiptu przez Sudan bez jakiejkolwiek rejestracji i pozwoleń.

Język

Prawie wszystkie napisy w Sudanie są po arabsku. Wyjątek to niektóre hotele, knajpki i instytucje. Językiem angielskim włada spora część Sudańczyków ale zdarzają się sytuacje, w których znajomość tego języka na nic się nie przyda, zwłaszcza na prowincji. W takich sytuacjach może pomóc kilka zwrotów arabskich. Tablica konwersji cyfr arabskich jest tutaj.

Wizy

Wizę Sudanu należy bezwzględnie zdobyć przed wyjazdem, uzyskanie jej na granicy jest niemożliwe. Wyjątkiem jest zaproszenie od obywatela Sudanu, wtedy konieczne jest, by zapraszająca osoba odebrała nas osobiście z lotniska, wiem że w ten sposób odwiedziło Sudan kilku studentów medycyny. Sposób na uzyskanie wizy turystycznej w ambasadzie w Berlinie opisałem w informacjach wstępnych (więcej...).

Pieniądze

50 dinarów Walutą Sudanu jest dinar - SD. Skończyły się czasy, gdy czarny rynek oferował dużo lepszy kurs wymiany niż banki. Czarny rynek jest jeszcze jednak użyteczny, gdyż funkcjonuje wtedy, gdy zamknięte są banki. Transakcje dokonywane są w świetle dnia, ludzie są uczciwi, jest bezpiecznie. Czarny rynek prężnie działa w Wadi Halfa, dalej na południe praktycznie nie istnieje.
Za jednego dolara amerykańskiego dostaje się 250-269 SD. Najlepszy kurs jest w bankach (otwierają o 9:00). Karty płatnicze i kredytowe w Sudanie się nie przydadzą.
Sudańczycy nie odwykli jeszcze od poprzedniej waluty (stary sudański funt o wartości jednej dziesiątej obecnego dinara) i choć nie ma jej już w obiegu niemal wszyscy operują wartościami powiększonymi o jedno zero. Tak więc jeżeli ktoś mówi o kwocie 2500, może mieć na myśli 250 SD. Nie ma jednak mowy, by ktoś próbował w ten sposób oszukiwać, nie w Sudanie.

Komunikacja

Najbardziej charakterystycznymi pojazdami poruszającym się po bezdrożach Sudanu są przerobione na autobusy ciężarówki. Wnętrza takich aut są wybitnie kanciaste i niekomfortowe. W oknach nie ma szyb, co może doprowadzić do problemów z utrzymaniem ciepła podczas jazdy nocą. W jednym rzędzie jest pięć miejsc siedzących (3+2) oraz rozkładane siedzenie w korytarzyku. Zwykle wszystkie miejsca są zajęte a wolne przestrzenie wypełniają pakunki, masa bagażu piętrzy się również na dachu, jest tam również kilku podróżnych. Najwygodniejsze miejsca są na samym przedzie, gdzie jest trochę więcej przestrzeni na nogi. Bilet kupuje się na kilka godzin wcześniej, zapisany jest na nim numer miejsca, który zwykle jest przez pasażerów przestrzegany.
Dużo bardziej komfortowym środkiem lokomocji są ciężarówki. Na wyładowanych workach z daktylami podróżuje kilkunastu pasażerów więc można się w miarę wygodnie ułożyć. Mankamentem jest długi czas podróży - samochód zatrzymuje się w co drugiej wiosce zabierając dodatkowy ładunek. Można założyć, że podróż ciężarówką trwa dwa razy dłużej niż autobusem.
Bliżej Chartum pojawiają się szybsze i droższe pikapy (boksi) i minibusy. Odjeżdżają gdy pełne, czyli wszystkie miejsca w środku zajęte plus kilku śmiałków na dachu. Tam gdzie jest asfalt, czyli pomiędzy stolicą a Atbarą, Gedaref, Kassalą i Port Sudan kursują luksusowe autobusy z klimatyzacją, video i darmowymi poczęstunkami. Najlepsza (i najdroższa) jest firma Saf-Saf, odpowiednio przystosowane ciężarówki z wygodną, klimatyzowaną kabiną pasażerską kursują nawet przez pustynię do Dongoli.
Podczas jazdy na dłuższych odcinkach, auto co jakiś czas zatrzymuje się w przydrożnych kafejkach. Zwykle takie miejsca oferują tylko fuul i szaj a czasami Coca Colę.
W drodze z Wadi Halfa, pierwsze stacje benzynowe zauważyłem w Delgo. To czy jest tam benzyna to inna sprawa.

Zagrożenia

Mapka zagrożeń Wielu ludzi rezygnuje z wyjazdu do Sudanu po przeczytaniu informacji udzielanych przez rodzime ministerstwa spraw zagranicznych. W istocie, niemal pół Sudanu jest ogarnięte rebelią SPLA (Sudan People Liberation Army) ale działalność rebeliancka jak na razie jest ograniczona do południa, gdzie turyści i tak nie są wpuszczani. Sporadycznie zdarzają się starcia również w okolicach Kassali, z tych przyczyn granica z Erytreą została zamknięta na tydzień przed moim wyjazdem.
Jadąc z Egiptu na południe trzeba wziąć pod uwagę zagrożenie malarią (więcej...), moskity przenoszące tą chorobę bzykają już w Karimie.

Hotele

Na pustyni, poza większymi ośrodkami miejskimi jedyne hotele to parterowe konstrukcje z gliny, desek i blachy falistej. Szereg małych komórek otacza piaszczysty dziedziniec, łazienkę stanowi jeszcze jedna komórka z dziurą w ziemi i blaszaną puszką z wodą. Płaci się za łóżko, więc "pokój" dzieli się najczęściej z innymi podróżnymi, drzwi nie mają zamka. Podczas dużych upałów (czyli prawie zawsze) łóżka wynoszone są na dziedziniec i wszyscy goście śpią pod gołym niebem. Ceny za łóżko zaczynają się zwykle od 300 SD. W takich miejscach codziennym rytuałem jest wytrząsanie o poranku obuwia w obawie przed skorpionami oraz zabezpieczanie żywności na noc przed wszędobylskimi kotami.
W miastach również są tego typu miejsca, lecz zwykle zajęte są wszystkie łóżka i trzeba poszukać czegoś innego. Trochę droższe hotele posiadają łazienki z prysznicem, wentylatory w pokojach i zamykane na klucz drzwi. Płaci się za pokój.

Jedzenie i zakupy

Beck's Informacja pierwszej wagi to kompletny brak piwa. Złocistego trunku nie ma nawet w najdroższych hotelach (więcej...). Deficytowym towarem na prowincji jest butelkowana woda - gdy się skończy pozostaje smaczna choć mętna woda z Nilu (więcej...) lub okazyjnie z pustynnej studni.
Podstawą żywienia Sudańczyka jest fuul, w skrócie jest to gotowana fasola (więcej...). Często jest to jedyna pozycja w menu. Czasami można też spotkać sudańską wersję felafela - taamiya (głęboko smażone kulki ze startych ziaren grochu). Zarówno fuul jak i inne dania podaje się z nieograniczoną ilością płaskiego chleba.
Prawie każde spotkanie z Sudańczykiem kończy się zaproszeniem na szaj (herbatę) albo dżabanę (kawę). Herbata jest podawana z dużą ilością cukru (szaj sada), czasami również z mlekiem (szaj bi laban). Sudańska kawa ma specyficzny, cierpki smak.

Wadi Halfa

Mapa Wadi Halfa"Czy to naprawdę jest Wadi Halfa?" - taka myśl przyszła mi przez głowę po postawieniu pierwszego kroku w Wadi Halfa. Kilka lepianek wzmocnionych blachą falistą, osamotniony budynek Sudan Airways, parę samochodów i piach (więcej...). Jest też zabytek - mający przypominać zabudowę starej Wadi Halfa niewielki budynek. Wzgórze w tle osnute jest legendą o skarbie, strzeże go wąż, ponoć ktoś widział go kiedyś z diamentem w paszczy.
Zaraz po pojawieniu się w "mieście" napotyka się moneychangers, u których bez problemu można wymienić gotówkę (260 SD za dolara + obowiązkowa herbata). W niektórych sklepikach jest butelkowana woda - warto uzupełnić zapasy, gdyż później może być z tym problem

Abri

Mapa AbriSenna miejscowość, punkt na mapie, który w rzeczywistości jest niewielką osadą na brzegu Nilu. Oprócz w miarę ruchliwego bazaru, nic się tutaj nie dzieje, piaszczyste uliczki są bezludne a ciszę zakłóca tylko warkot generatora. Prąd używany jest jedynie do uzupełniania zbiornika z mętną wodą pitną wprost z rzeki. Wieża ciśnień i Nil są dobrymi punktami orientacyjnymi. Naprzeciw jedynego chyba hotelu jest parterowy budynek urzędu, w którym należy poddać się obowiązkowej rejestracji (spisanie danych z paszportu). Proces nie jest długi i nic nie kosztuje.
W Abri mieszkają jedni z najgościnniejszych ludzi w Sudanie (czyli na świecie), jest też spora populacja much.

Dongola

Mapa DongoliW drodze z północy jest to pierwsze miejsce z regularną elektrycznością, ulice w centrum wylane są asfaltem, są sklepy i banki. Dongola leży na zachodnim brzegu Nilu, droga z Abri wiedzie po drugiej stronie, tuż przed Dongolą trzeba się przeprawić przez rzekę promem. Ruch odbywa się wahadłowo za pomocą jednej barki, mieszczącej na sobie dwie ciężarówki i cztery pikapy na raz. Ruch odbywa się na bieżąco, więc nie trzeba długo czekać. Jako pasażer ciężarówki, za prom nie płaciłem nic. Po obu stronach rzeki na podróżnych czekają knajpki z fuul'em i herbatą, czasem jest cola. Po wschodniej stronie Nilu jest większy wybór, jest też niewielki bazar. W sklepikach Dongoli nie znalazłem butelkowanej wody, jest za to cola.
Po mieście można się poruszać trzykołową rikszą z motorkiem, cena jest jednak relatywnie wysoka - 200 SD za kurs.
Z wymianą pieniędzy jest krucho, zwłaszcza w piątek (muzułmańska niedziela). Banki otwierają o 9:00 a czarny rynek praktycznie nie funkcjonuje - zasięgnąłem języka w kilku miejscach w okolicy bazaru - bez efektu. Ostatecznie udało mi się w jednym ze sklepów sprzedać 50 USD po kursie 250 SD za dolara, nie było lekko - właściciel sklepu zaczął negocjacje od 200 SD.

Karima

Mapa KarimyCharakterystyczne wzgórza nieopodal Karimy widać już z daleka. Najwyższe z nich - Jabal Barkal znajduje się zaraz na południe od miasta, pół godziny drogi piechotą z hotelu. Wejście na szczyt jest po drugiej stronie (idąc z Karimy), wzdłuż wydmy (więcej...). Z góry jest świetny widok na Nil, pustynię i piramidy. U podnóża Jabal Barkal znajduje się bowiem kilka smukłych piramid, nikt ich nie strzeże i nie ma żadnych opłat, w przeciwieństwie do Egiptu nie ma wokół żywego ducha. Z drugiej strony Jabal Barkal, od strony Nilu znajdują się równie opustoszałe ruiny świątyni Amona.
Sama Karima jest niewielką, ospałą mieściną, mniejszą od Dongoli. Są piaszczyste uliczki, jest elektryczność, woda i zimna cola w sklepie. Jest też niespodzianka - najprawdziwsza lodziarnia, trzy gałki kosztują 50 SD.
Tak jak w Dongoli, po Karimie można się poruszać za pomocą motorikszy ale wszędzie jest na tyle blisko, że byłoby rozpustą z nich korzystać. Miejscowe moskity przenoszą malarię.

Chartum

Grób MahdiegoStolica Sudanu to swoiste trójmiasto. Połączeniu płynącego ze wschodu Nilu Błękitnego z Nilem Białym dzieli to trzymilionowe miasto na trzy części. Część północno-zachodnia, gdzie znajduje się słynny bazar, mauzoleum Mahdiego a czas stanął w miejscu to Omdurman. Część wschodnia, na północ od Nilu Błękitnego nazywane jest Chartum Północnym, tutaj znajdują się fabryki i przemysł. Na południe od Nilu Błękitnego jest Chartum właściwe, z hotelami, nowoczesnymi budynkami, ambasadami i lotniskiem (dalej będę używał odpowiednio jednej z tych trzech nazw).
Urzędy i banki są w Chartum, godziny urzędowania zaczynają się o 9 rano. Najszybciej, bo około 10 minut wymienia się pieniądze w miejscach oznaczonych jako "Foreign Exchange", takich jak np. Al-Shamal Islamic Bank na rogu Sharia Kulliyat at-Tibb i Sharia Malik (po wyjściu z Marawi Hotel sto metrów na południe wzdłuż Sharia Malik, z lewej strony). Kurs wynosił 265 SD za 1 USD.
Omdurman to właściwie wielki, największy w Sudanie bazar. Nie ma problemu z robieniem zdjęć, ludzie rzadko odmawiają, jest też szansa spotkania starych znajomych z promu Asuan - Wadi Halfa. W drodze z/do Chartum przejeżdża się w bezpośredniej bliskości mauzoleum Mahdiego, do środka wprawdzie nie wpuszczają niewiernych ale zdjęcia robić można, zwłaszcza w ciepłym świetle zachodzącego słońca. Między mauzoleum a mostem (dystans około 2.5 km) łączącym Omdurman z Chartum są dwa ciekawe meczety, warto też zejść na brzeg Nilu, skąd widać miejsce w którym Nil Błękitny wpływa do Nilu Białego. Uwaga na drogie knajpy z tarasami na brzegu rzeki, cola kosztuje w nich aż 250 SD (ale perspektywa do robienia zdjęć jest lepsza). Za zdjęcia z mostu na Białym Nilu grozi konfiskata aparatu i choć turyści zwykli wychodzić z opresji za niewielką 'opłatą' cało i z aparatem w ręku widok nie jest wart ryzyka. Myślałem o zrobieniu podobnych ujęć z karuzeli znajdującej się wewnątrz wesołego miasteczka Al-Mogran Family Park ale diabelski młyn zamienił się w nieruchomą kupę złomu.

Sabalooka Falls

Te ponoć ciekawe kaskady znajdują się na Szóstej Katarakcie Nilu, około 50 kilometrów na północ od Chartum. Aby się doń dostać należy wskoczyć w autobus jadącym na północ, np. do Shendi i wysiąść w Jebel Qerri (kierowcy wystarczy powiedzieć, że jedzie się do Sabalooka). Przystanek Jebel Qerri to przydrożna knajpa, w której zatrzymują się podróżni na herbatę, na horyzoncie są tylko fajne kamieniste wzgórza, rzeka jest co najmniej dziesięć kilometrów dalej, nie mówiąc o samych kaskadach. Moja przygoda z Sabalooka Falls skończyła sie na negocjacjach z kierowcą ciężarówki, który nieustępliwie żądał za przejazd do wodospadów 3000 SD - zbójecka cena jak za tak krótki odcinek.
Powrót do Chartum może być kłopotliwy, gdyż ruch na drodze jest znikomy a większość transportu jest i tak w stu procentach wypełniona. Jeden z Sudańczyków twierdził, że czeka od wczoraj - nic dziwnego, jak się siedzi w cieniu zamiast stać przy drodze i łapać 'co leci' jest to wysoce prawdopodobne. Znalezienie transportu do Chartum kosztowało mnie pół godziny opalania się na poboczu i 300 SD (autobus, czas jazdy - 1.5 godz.). Mniej więcej w połowie drogi jest punkt kontrolny policji, na którym spisali moje dane (tylko w drodze z Chartum, samochodów jadących w przeciwną stronę nie zatrzymują). O pozwolenie na podróż nikt nie pyta.

Z Gedaref do Etiopii

Gedaref-EtiopiaOkoło 150 km od Chartum, z prawej strony drogi do Gedaref, w miejscowości El-Hasaheisa stacjonuje polska eskadra lotnicza... samolotów rolniczych opryskujących uprawy bawełny. Miło spojrzeć na te kilkanaście Dromaderów (nazwa samolotu), jeśli jest to możliwe warto do nich wpaść, na pewno przygarną i pozszywają strudzonego podróżnika z Polski (potwierdzone przez Wojtka Dąbrowskiego). Jadąc dalej, za Wadi Medani krajobraz pustynny przechodzi w sawannę, zaczynają się górki, termitiery i baobaby. Przed samym Gedaref teren znów się wyrównuje, 'afrykańska' różnorodność zanika na rzecz znanej już płaskiej półpustyni.
Autobus jadący dalej do Kassali nie zatrzymuje się w samym Gedaref, tylko na 'stacji' na obrzeżach miasta. Po wyjściu z autobusu należy zająć się odzyskaniem paszportu (zabierają go w autobusie zaraz po odjeździe z Chartum), jest on do odbioru w policyjnej budce, gdzie sympatyczny urzędnik wpisuje dane z paszportu do rejestru. Pikap do miasta kosztuje 25 SD.
Dalszy transport do granicy z Etiopią odjeżdża z bazaru na południowych krańcach Gedaref, dojazd z centrum kosztuje kolejne 30 SD. Granica znajduje się w Gallabat, dokąd kursują ciężarówki i pikapy, nie jest ich dużo więc trzeba brać co jest, zwłaszcza w piątek (muzułmańska 'niedziela'). Miejsce na pace pikapa lub ciężarówki kosztuj 500 SD, dwa razy więcej za kabinę. Gdy samochód już ruszy (kilka godzin czekania), po drodze do samej granicy nie ma przystanków oprócz kilku kontroli policyjnych, w których spisują dane z paszportu. Ponieważ mój pikap wyruszył późno, bo po 15, po drodze zastała nas noc i na kolejnym punkcie kontrolnym policjanci zabronili dalszej jazdy. Dzięki temu spędziłem noc pod gołym niebem razem z policjantami. Posterunek znajdował się obok małej wioski - zaledwie kilka chat. Po zmroku w centrum wioski odbywa się swoisty bazar, można kupić nawet colę, klimaty są bardzo egzotyczne (więcej...).
Granica w Gallabat to właściwie kilka chatek i krótki ogonek ciężarówek oczekujących na wjazd do Etiopii. Pikap zatrzymuje się prawie na samej granicy, kontrola dokumentów znajduje się w drewnianej budzie obok. Tutaj należy podstemplować paszport a następnie udać się sto metrów dalej do celników. Ci spisują tylko dane i puszczają wolno. Cała procedura graniczna trwa kwadrans. Granicę z Etiopią znaczy most na rzeczce. Nadwyżkę sudańskich dinarów można wymienić po stronie etiopskiej.
Egipt
Etiopia
© Janusz Tichoniuk 2001-2024